9 sierpnia – La Laguna i góry Anaga

Budzik obudził mnie przed 8:00. Szybkie śniadanie na które zjedliśmy płatki i jedziemy odwieźć Noe na przedmieścia Puerto de La Cruz, gdzie pracuje, a potem do La Laguna. Wysiadamy przy uniwersytecie, gdzie Antonio pokazuje mi jeszcze jak dojść na starówkę, po czym żegnamy się i wyruszam w stronę rynku. Miałem trudności ze znalezieniem punktu informacyjnego, pomimo że poszedłem wg wskazówek Antonio, minąłem go, ponieważ tablica jest niewidoczna. W punkcie wziąłem mapkę starego miasta oraz zapisałem się na darmową godzinną wycieczkę z przewodnikiem w języku angielskim, która miała rozpocząć się o 11:30. Miałem więc jeszcze prawie 2h dla siebie. Wiedząc jak będzie przebiegać trasa wycieczki, poszedłem w miejsca, które zaznaczone są na mapie, ale nie dotrzemy do nich z wycieczką. W ten sposób doszedłem do sporego placu (San Fransisco), zwanego nowym rynkiem, na którym w zachodniej części są pawilony handlowe. Są tam stragany z owocami i warzywami, pieczywem, wędlinami i serami. Zaopatrzyłem się u dwóch starszych kobiet w śliwki, gruszki i bardzo dojrzałą papaję. Kilka śliwek i gruszek zjadłem na drugie śniadanie z ciastkami i powędrowałem w kilka miejsc starówki, a następnie do punktu informacyjnego na umówioną wycieczkę. W wycieczce uczestniczyło 8 osób i przewodnik, który z dość dobrym akcentem opowiadał o historii Wysp Kanaryjskich, a także San Cristobal La Laguna (tak brzmi pełna nazwa miejscowości), powoli przechodząc uliczkami i zatrzymując się przy wybranych domach. Stary rynek został wpisany na listę dziedzictwa UNESCO, ze względu na unikatowy charakter. Budowa jego była pewnego rodzaju eksperymentem, który się przyjął. Średniowieczne miasta otaczano murem, natomiast La Laguna była pierwszym miastem, w którym zaniechano tego, dzięki czemu stała się, a przynajmniej jej stara część, miastem wzorcowym. Ze względu na obecność na liście UNESCO, budynki muszą zachować swoją pierwotną formę, co jest bardzo kosztowne, ponieważ konserwacji lub renowacji muszą podlegać wszystkie ich elementy. Dlatego większość budynków przejęło (odkupiło od prywatnych właścicieli) miasto, których nie było stać na takie zabiegi. Niektóre z nich funkcjonują jako muzea, galerie, restauracje, a inne są w trakcie renowacji. La Laguna słynie jeszcze z jednej rzeczy, mianowicie jest to najbardziej deszczowe miejsce na wyspie, ale dzisiaj pogoda była słoneczna. Po wycieczce zacząłem szukać zaznaczonych na mapie przez kobietę z informacji jadłodajni studenckich. Niestety były zamknięte, więc musiałem zadowolić się bananami, czekoladą i bułką które kupiłem w drodze na dworzec autobusowy, bo niewiele miałem czasu do odjazdu autobusu. Po dojściu na dworzec zobaczyłem jak ucieka mi autobus 075, ale miałem jeszcze 10 minut do 076, który też dowiezie mnie do Cruz del Carmen, przy którym jest punkt widokowy, punkt informacyjny i początek kilku ścieżek po górach Anaga. Autobus jechał jakieś 30 minut, a ja jak zwykle przegapiłem właściwy przystanek i wysiadłem o jeden dalej. Wysiadając z autobusu dało się odczuć wspaniale pachnące i rześkie powietrze, z lekko żywiczną nutą w tle. W 5 minut doszedłem do punktu widokowego, zrobiłem kilka fotek dumnie wznoszącego się ponad wszystko el Teide i poszedłem do punktu informacyjnego po mapkę. Wczoraj Antonio dużo opowiadał o górach Anaga. Jest to jeden z jego ulubionych punktów na piesze wypady. Mniej więcej centralny pas gór porasta „las deszczowy”. Postanowiłem przejść ścieżką oznaczoną na mapce kolorem niebieskim – PR-TF 10, do Punta Hidalgo, której czas przejścia dla przeciętnego turysty wynosi 4h. Ścieżka od początku kręta i czasami stroma, przez mniej więcej 1/3 trasy wiodła przez las. W lesie ciepło, ale wiejący czasami wiatr był chłodny. Las zaczął się przecierać, gdzieniegdzie było widać domostwa i pola uprawiane przez ludzi tu mieszkających. Następnie ścieżka wiodła przez około kilometr wzdłuż drogi. Na wprost mnie rozpościerał się widok na ciekawą skałę – Roque de Taborno. Z drogi schodzę na ścieżkę prowadzącą zboczem wąwozu. Jednak nadal gdzieniegdzie pojawiały się budynki i pola uprawne, niektóre usytuowane na sztucznych półkach skalnych (tarasach). Dotarłem także do miejsca gdzie ktoś hodował kozy. W oddali majaczyło wybrzeże Punta Hidalgo. Pobawiłem się chwilę w bitwę na głosy z kozami i powędrowałem dalej. Ścieżka prowadziła raz w górę, raz w dół, gdzieniegdzie była bardzo wąska, a poddana erozji gleba po której szedłem, odkruszała się ku dnu wąwozu. Jeszcze czasami wyrastające drzewa ustępowały powoli roślinności pustynnej i półpustynnej. Latało sporo kolorowych motyli, w tym gatunki o rozpiętości skrzydeł 10-12cm. Ścieżkę co jakiś czas przebiegały jaszczurki, które zaniepokojone moją osobą szukały schronienia w swoich domkach w ziemi. Jaszczurek na całej wyspie jest zatrzęsienie, a w miastach czasami wydają się być oswojone, można je karmić owocami. Tutaj natomiast co chwilę słychać było charakterystyczny szelest dobiegający z pobliskich zarośli. Ścieżka coraz bardziej przybierała górski charakter, a gleba ustąpiła surowym skałom wulkanicznym o różnych odcieniach szarości, czerwieni i żółci, a czasami także bieli. Jeszcze jakieś 500m dzieliło mnie od wioski Chinamada która mniej więcej stanowiła połowę trasy. Nieopodal jest też punkt widokowy Aguaide, na który od razu poszedłem. Widok na ocean niesamowity. Kilkaset metrów niżej widać było mieniącą się jasnymi odcieniami zieleni i błękitu rafę i otaczające je skałki. Wróciłem do Chinamada gdzie była betonowa wiata dająca odrobinę cienia, okupywana przez grupę Hiszpanów. Zrobiłem około 10min. przerwę, zdjąłem buty i zjadłem kilka owoców. Wg regulaminowego czasu do końca szlaku zostało 2.5km i ok. 90min. czasu. Wyruszyłem w dalszą drogę, obserwując po prawej stronie domy wybudowane w skałach. W zasadzie niektóre z nich wyglądały jak zagospodarowane groty skalne. Po lewej stronie rozpościerał się widok na Roque de los Pinos i oddzielający mnie od szczytu Barranco del Rio. Ścieżka od teraz przybrała czysto górski charakter. Dość często bardzo stroma i wąska, biegła serpentynami wzdłuż zbocza. Pojawiały się też półki skalne, na których lub pod którymi było przejście. Słońce paliło niemiłosiernie, wiatr wiał od czasu do czasu, ale i tak był gorący. Ten odcinek trasy był bardzo męczący, czego bezpośrednimi symptomami był ból barków od plecaka oraz nieznaczne bóle kostek. Cały szlak pokonałem w 2h30min, a przy ostatnim punkcie rozpościerał się widok na skaliste wybrzeże Punta Hidalgo. Po chwili odpoczynku poszedłem na pobliski przystanek, gdzie za około 20 min. podjechał autobus 105, którym zabrałem się do Bajamar. W miejscowości tej są naturalne i sztuczne baseny nadmorskie, a fale rozpryskują się czasami z impetem o betonowy brzeg, przelewając się do basenów. Znalazłem miejsce na zatłoczonym brzegu najbardziej wysuniętego na północ basenu i zacząłem pałaszować soczystą papaję. Za chwilę okazało się że ręczniki które leżały koło mnie były własnością dwóch sympatycznych Hiszpanek. Właśnie przyszły z basenu i gdy zobaczyły jak rozpruwam nożem papaję, wyjęły orzeszki i melona, którymi zaczęły mnie częstować. Maria i Olga Maria niestety oprócz kilku słówek, nie mówiły po angielsku, za to ja podobnie z hiszpańskim. Nie mniej jednak dogadaliśmy się pomagając sobie językiem migowym. Popływałem kilka razy w basenie i czas było się zbierać. Pożegnałem dziewczyny, które też się pakowały i poszedłem na przystanek, gdzie podjechał autobus 105, który zawiózł mnie do La Laguny. Tam na dworcu od razu przesiadłem się w 101, którym wolno, bo zaliczając wszystkie mniejsze miejscowości mijane po drodze, dojechałem do Puerto de la Cruz. W międzyczasie dzwonił Antonio. Znowu jechali z Noe na Playa de Socorro, ale i tym razem nie zdążyłbym się z nimi zabrać. Z dworca w Puerto de La Cruz pobiegłem szybko do Mercadony zrobić zakupy na jutrzejszą wyprawę na wulkan i objuczony wróciłem do domu, była prawie 22. Na stole w kuchni czekał na mnie obiad i wiadomość od Haralda – to bardzo miło z jego strony. Zjadłem, wziąłem prysznic i przygotowałem część rzeczy na jutrzejszą wyprawę. Potem musiałem pobuszować w sieci szukając następnych hostów, i tak zleciało do 1:00. Wymęczony zasnąłem szybko.