30 lipca – Adeje i okolica, spacer „plażą” do Los Cristianos

W końcu się wyspałem, może nie zupełnie, ale zawsze to klika godzin więcej niż ostatnio. Po wspólnym śniadaniu, Heike podwiozła mnie do rejonu przemysłowego w Adeje, niedaleko miejsca w którym pracuje. Zmarnowałem kilka godzin na bezskutecznych poszukiwaniach haków do namiotu, które niestety skonfiskowano mi podczas odprawy bagażu. Rzeczywiście dużo tu chińskich sklepów z wszystkim i niczym, podobnych do tych jakie można spotkać w Polsce. W pobliskim „Makdonaldzie” podpiąłem się do darmowego wifi. Dalszą część dnia spędziłem na wędrówce, głownie wzdłuż komercyjnego wybrzeża ciągnącego się od La Caleta do niemal Los Cristianos. W międzyczasie zbaczałem w uliczki w których mieszkają rezydenci, żeby zobaczyć jak wyglądają tutejsze domy. Okolica La Caleta jest w rozbudowie, dlatego pełno tu jeszcze przestrzeni niezagospodarowanych. Niemożliwym okazało się także przejście całej trasy plażą, ponieważ wybrzeże co chwilę przecinają skały, dlatego łatwo je podzielić na plaże i taki właśnie system tu obowiązuje. Po drodze kilka razy kąpałem się na różnych plażach. Niewiele jest tu do zobaczenia, a plaże nie są wcale ładne, dlatego może większość turystów tu przylatująca kąpie się głównie w basenach hotelowych. Drogę zakończyłem w Los Cristianos po 20:00, skąd uciekł mi ostatni autobus. Musiałem zatem pójść na stopa. Nie czekałem długo, a kierowca który się zatrzymał, mający azjatyckie rysy, nie znał angielskiego. Podwiózł mnie do centrum San Isidro, skąd podreptałem do Heike. Po wspólnej kolacji, rozmawialiśmy trochę z Heike i poszedłem nieco wcześniej spać.